Masksheety na dobre zadomowiły się w mojej pielęgnacji, rozsiadły się wygodnie na półkach i nie zamierzają mnie opuszczać. I fajnie! Dzięki temu co najmniej raz w tygodniu mogę delektować się przyjemną, chłodzącą płachtą nasączoną serum, a potem zwyczajnie ją wyrzucić bez zbędnych ceregieli. Nic nie trzeba zmywać, mieszać czy pilnować, ale też niektóre obietnice producentów lepiej traktować z przymrużeniem oka. Dzisiaj chciałabym napisać więcej o maskach polskiego producenta, ale produkowanych w Korei Południowej (info potwierdzone). Maski te są bardzo tanie w porównaniu do innych. Zapłaciłam za każdą dokładnie 3,99 zł (w Auchan).
Body Club, Facial Mask, Oczyszczająca maska do twarzy Tea Tree
Według producenta: “Kuracja pielęgnacyjna do samodzielnej aplikacji w domu. Nie zawiera oleju mineralnego, silikonów, barwników, parabenów. Maseczka wykonana z biodegradowalnych włókien celulozowych. Unikać kontaktu z oczami. W zestawie znajduje się pianka do mycia twarzy, głęboko oczyszczająca skórę oraz skoncentrowane serum, które wspomaga działanie maski.
Tea Tree, maska oczyszczająca eliminuje zanieczyszczenia i toksyny z powierzchni skóry, ogranicza wydzielanie sebum i normalizuje skórę twarzy oraz wygładza i wzmacnia barierę ochronną naskórka.”
Maskę kupimy w saszetce podzielonej na trzy części. W każdej znajduje się inny produkt, po raz pierwszy się spotykam z takim rozwiązaniem. Na opakowaniu mamy mnóstwo informacji o przeznaczeniu, działaniu i składzie. Saszetka jest porządna, ale przez to trudno się ją otwiera, wygodniej zrobić to nożyczkami.
Skład maski: dość wysoko mamy wit. B3 (niacinamide; reguluje wydzielanie sebum, matuje, przymyka pory), ekstrakt z drzewa herbacianego (Melaleuca Alternifolia Tea Tree; działa antybakteryjnie), adenozynę (działa przeciwzmarszczkowo), sporo cennych ekstraktów roślinnych, a pod koniec hialuronian sodu (Sodium Hyaluronate; wiąże wodę i ogranicza TEWL). Szczegółowy skład poniżej:

Skład pianki do mycia: Water, Glycerin, Myristic Acid, Srearic Acid, Potassium Hydroxide, Lauric Acid, TEA-Lauryl Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Glycol Stearate, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Volcanic Ash Extract, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Extract, Camelia Sinensis Leaf Extract, Citrus Limon (Lemon) Peel Oil, Citrus Aurantifolia (Lime) Oil, Citrus Paradisi (Grapefruit) Peel Oil, Citrus Nobilis (Mandarin) Peel Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil, Lavandula Augustifolia (Lavender) Oil, Sodium Chloride, Benzyl Glycol, Butoxydiglycol, Raspberry Ketone, Phenoxyethanol.
Moim zdaniem: kilka substancji myjących, oczyszczającego pyłu wulkanicznego oraz mieszanina kilku olejków eterycznych z cytrusów.
Skład serum: Water, Butylene Glycol, Niacinamide, Glycerin, Alcohol, Snail Secretion Filtrate (filtrowany śluz ślimaka), Centella Asiatica Extract, Adenosine (adenozyna; działa przeciwzmarszczkowo), Sodium Hyaluronate, Lavandula Augustifolia (Lavender) Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Extract, Thymus Vulgaris (Thyme) Extract, Mentha Arvensis Leaf Extract, Borago Officinalis Extract (ogórecznik), Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract, Jasminum Officinale (Jasmine) Extract, Anthemis Nobilis Flower Extract (olejek z rumianku szlachetnego), Benzyl Glycol, Butoxydiglycol, Raspberry Ketone, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Carbomer, Potassium Hydroxide, Parfum.
Moim zdaniem: wysoko wit. B3, filtrat ze śluzu ślimaka, mnóstwo roślinnych ekstraktów, kwas hialuronowy oraz adenozyna, działająca przeciwzmarszczkowo.
KROK 1. Pianka do mycia twarzy “głęboko oczyszcza powierzchnię skóry z zanieczyszczeń, toksyn i
pozostałości makijażu, odblokowuje pory
i normalizuje skórę twarzy”.
Pianka jest biało-perłowa, bardzo dobrze rozprowadza się i pieni przy kontakcie z wodą. Delikatnie pachnie cytrusami. Należy wycisnąć ją z opakowania na zwilżoną dłoń, a następnie nakładać na wilgotną skórę twarzy, masując kolistymi ruchami. Bardzo ważne, aby omijać okolice oczu i ust. Pianka dobrze oczyszcza i łatwo się spłukuje. Jeżeli nie nałożę w miarę szybko kolejnego kosmetyku, po ok. 5 minutach czuję ściągnięcie skóry.
KROK 2. Skoncentrowane serum wspomagające działanie maski “kompleksowo poprawia wygląd skóry, ułatwia przenikanie substancji
aktywnych do głębszych warstw skóry, zapewnia
optymalne nawilżenie, zmniejsza widoczność porów i poprawia koloryt
skóry.”
Serum to bezbarwny, bezzapachowy, dość gęsty żel. Najlepiej wycisnąć je bezpośrednio na skórę twarzy i dokładnie rozprowadzić. Po ok. 5 minutach powinno się całkowicie wchłonąć. Niweluje uczucie ściągnięcia po piance, delikatnie nawilża skórę i nie klei się.
KROK 3. Maska do twarzy wykonana z biodegradowalnych włókien celulozowych. Producent zaleca systematyczne stosowanie, najlepiej regularnie 2-3 razy w tygodniu.
Maska została wykonana z naprawdę przyjemnego, mięciutkiego materiału. Pierwszy raz spotkałam się z aż tak delikatną tkaniną. Płachta jest bardzo mocno nasączona, więc trzeba uważać przy wyjmowaniu jej z opakowania. Maska jest trochę za duża dla mojej twarzy, ale tak samo jest w przypadku praktycznie każdej innej marki. Najlepiej nakładać ją od czoła, delikatnie wygładzając, by dobrze przylegała do skóry. Serum z opakowania starałam się wklepać w maseczkę, aby niczego nie zmarnować, nadmiar wtarłam w szyję i dekolt. Po 20 minutach zdjęłam ją, przetarłam skórę raz jeszcze i wyrzuciłam. Nie nakładałam na skórę nic więcej przez pół godziny, aby dać czas płynowi na maksymalne wchłonięcie się.

Maska Tea Tree nie pachnie właściwie niczym, a już na pewno nie olejkiem z drzewa herbacianego, więc jeśli nie lubicie tego zapachu – bez obawy. Po nałożeniu na skórę czułam przyjemne chłodzenie. Nie podrażniła mnie, nie spowodowała łzawienia czy szczypania oczu. Cały zabieg był przyjemny, a dzięki temu, że maska dobrze się trzyma mogłam bez obaw zająć się czym tylko chciałam.
Po zdjęciu maski zauważyłam delikatnie rozjaśnienie zaczerwienienia na policzkach i przymknięcie porów. Jest to maska oczyszczająca, ale trudno zauważyć takie działanie przy jednorazowej aplikacji. Na pewno nieźle nawilża, ale pozostałe na skórze serum po jakimś czasie zaczyna lekko się lepić, więc po ok. 30 minutach od zdjęcia maski przetarłam skórę tonikiem. Podsumowując było przyjemnie, ale bez szału.

Body Club, Facial Mask, Rozjaśniająca maska do twarzy Vitamin C+E
Według producenta: “Rozjaśniająca maska w płachcie do twarzy. Rozjaśnia i poprawia koloryt skóry, zmniejsza przebarwienia i przywraca blask. Wzmacnia barierę ochronną i opóźnia procesy starzenia.”
Skład pianki i serum jest taki sam jak w wersji Tea Tree (zobacz wyżej). W masce wysoko w składzie znajdziemy Lactobacillus (koi, łagodzi i wzmacnia naczynia krwionośne) oraz bogaty w witaminy wyciąg z rokitnika, dalej przeciwzmarszczkową adenozynę i mnóstwo ekstraktów roślinnych. Szczegóły poniżej:
Przed nałożeniem maski użyłam pianki i serum z zestawu, są identyczne jak w Tea Tree. Maska w wersji rozjaśniającej również wykonana jest z mięciutkiego materiału, z przyjemnością nakłada się ją na skórę. Miałam natomiast wrażenie, że rozmiarowo jest odrobinę większa niż poprzedniczka, ponieważ przez cały czas uparcie spadała mi na noc i utrudniała oddychanie. Musiałam kawałek zawinąć do góry.

Przez cały zabieg nie czułam szczypania czy podrażnienia, jednak po odczekaniu 20 min. i jej
zdjęciu okazało się, że skóra jest lekko zaczerwieniona. Efekt
ten zniknął samoistnie po ok. 5 minutach, ale miałam wrażenie, że na dłużej podkreślił zaczerwienienie drobnych niedoskonałości i naczynek. Maska lekko przymknęła pory i delikatnie nawilżyła skórę. Dodała cerze blasku, lekkiego rozświetlenia. Efektu rozjaśnienia absolutnie nie zauważyłam. Podobnie jak w przypadku poprzedniej płachty po kilku minutach pozostałe na skórze serum zaczęło się lepić, więc po 30 min. przetarłam skórę tonikiem. Ta wersja zupełnie nie przypadła mi do gustu, ponieważ zadziałała odwrotnie niż powinna.
Body Club, Facial Mask, Regenerująca maska do twarzy Snail Extract
Według producenta: “Regenerująca maska do twarzy w płachcie. Zmniejsza widoczność drobnych blizn i przyspiesza regenerację skóry. Uelastycznia i hamuje procesy starzenia się skóry.”
Skład pianki i serum jest identyczny jak w poprzednich wersjach (patrz powyżej). W masce bardzo wysoko znajduje się filtrowany śluz ślimaka, dopiero potem adenozyna i ekstrakty roślinne. Szczegóły poniżej:
Przed nałożeniem maski oczyściłam skórę pianką z zestawu i nałożyłam serum, po czym po 5 minutach zabrałam się za płachtę. Miękka i przyjemna w dotyku płachta również jest mocno nasączona serum. Po nałożeniu na skórę przyjemnie ją chłodzi i relaksuje. Dobrze się trzyma. Nie podrażniła mnie i nie spowodowała łzawienia oczu. Po 20 minutach zdjęłam ją i resztę serum wklepałam w twarz, szyję i dekolt.

Maska nie spowodowała zaczerwienienia, jak witaminowa. Lekko przymknęła pory, ale zauważyłam, że na krótko. Wersja regenerująca najlepiej nawilża i napina skórę, efekt był szybko widoczny. Nawet po jej zdjęciu skóra wygląda jakby nadal “piła” płyn. Niestety po jakimś czasie także zaczyna się lepić, jednak o wiele mniej niż w przypadku poprzedniczek. Pozostawia skórę jędrną, lekko rozświetloną nawet po wchłonięciu się serum. Cera wygląda po niej naprawdę ładnie i zdrowo, nie musiałam przecierać jej tonikiem. Po odczekaniu 30 minut można spokojnie nałożyć makijaż. Z tych trzech masek najbardziej spodobało mi się jej działanie.

Podsumowując: maski są tanie, ale produkowane w Korei. Zawierają całą masę substancji aktywnych, choć składy nie są w 100% naturalne. Oczyszczająca krzywdy mi nie zrobiła, jest przeciętna. Witaminowa spowodowała zaczerwienienie, więc więcej jej nie kupię. Najbardziej przypadła mi do gustu wersja regenerująca ze śluzem ślimaka, który moja skóra bardzo lubi. Na pewno kupię inne maski z tej serii, bo cena jest zachęcająca. Moim zdaniem to dobry sposób na sprawdzenie, czy polubicie płachty, bo wiem, że nie każdy jest przekonany do takiej pielęgnacji.
Znacie te maski w płachcie? Swojego czasu były dostępne w Biedronce, może za jakiś czas znowu się pojawią 🙂