Wykończeni w lipcu
Jak szybko lecą miesiące, niesamowite! A te piękne, letnie... szczególnie. Nawet się dobrze nie spostrzegłam, a bezpowrotnie śmignął gdzieś lipiec. Minął. Good bye! Zaraz pęknie pierwszy tydzień sierpnia. Kiedy, ja się pytam? Czas więc na kolejne denko, tym razem skromniejsze. Zapraszam.
Zacznę nietypowo, bowiem od dezodorantów. Akurat w lipcu wykończyłam aż trzy.
Sanex, Dermo Extra Control: męczyłam go niemiłosiernie, za dowód niech posłuży post z marca KLIK, w którym już o nim pisałam. U mnie nie sprawdził się specjalnie. O ile wiosną może jeszcze jako tako działał, o tyle lato przyniosło jeszcze większe rozczarowanie. Nie jestem osobą szczególnie mocno się pocącą, a mimo to Sanex sobie nie radził. Szybko czułam się nieświeżo i niekomfortowo. Myślę, że będą z niego zadowolone osoby, które prawie się nie pocą i nie zwracają uwagi na składy (aluminium, talk). Do plusów zaliczam brak podrażnień, nawet po goleniu oraz bardzo delikatny zapach, który nie kłóci się z perfumami. Nie kupię.
Garnier Mineral, Invisible: klasyczna kulka o przyjemnym, delikatnym zapachu. Skład przeciętny. Niegdyś były to moje ulubione, niezawodne antyperspiranty, ale ostatnio podejrzewam, że coś zmieniło się w składzie. Przez kilka godzin faktycznie działa świetnie, ale po tym czasie coś w nim pęka i traci swoje właściwości. 48h? Raczej nie w moim przypadku, nawet te 8 nie zawsze wytrzymuje, a podkreślam, że nie pocę się mocno. Niemniej może jeszcze kiedyś go kupię, choćby z sentymentu, ale jednocześnie ciągle szukam naturalnej, zdrowszej alternatywy.
CD, Deo Atomizer, Cytryna: świetny zapach na lato, bardzo świeży i soczysty, z nutą słodyczy. Na co dzień fajnie radzi sobie z potem, ale odkąd zaczęło robić się ciepło pojawił się jeden, zasadniczy problem - podrażnienia po depilacji pach: strasznie piecze! Chętnie mimo to do niego wrócę, bo to mój hicior po siłowni, doskonale stawia na nogi po wysiłku fizycznym :) Więcej KLIK.
Kolorówka:
Lovely, Tusz do rzęs zielony: bardzo fajna alternatywa na lato i dość często go używałam do nadania rzęsom cienia innego koloru. No właśnie, cienia. Na moich jasnych rzęsach solo wyglądał beznadziejnie. Rzęsy były tak jasne, że aż niewidoczne, a i kolor nieładnie je podkreślał. O wiele lepiej prezentował się nałożony na czarny tusz, gdzie dawał ciekawą oprawę oka, a jednocześnie dzięki czarnej bazie oko było podkreślone. Szczoteczka była średnio wygodna, czasem musiałam się nagimnastykować przy aplikacji. Maskara dość szybko wyschła czy też zgęstniała, potrafiła tworzyć również grudki. Być może jeszcze kiedyś ją kupię na promocji. Pisałam o niej więcej tu KLIK.
Avon, ColorTrend, Tusz do rzęs fioletowy: odcień tuszu to raczej lawenda, bardzo ładna zresztą. Jego również nakładałam na czarny tusz, ponieważ efekt solo zupełnie mnie nie zadawalał. Nałożony na czarną bazę prezentował się bardzo ciekawie, rozświetlał spojrzenie i dodawał moim niebieskim oczom blasku. Niestety dość szybko zgęstniał, mimo to chętnie jeszcze go kupię.
Pielęgnacja:
Go Cranberry, Żurawinowy płyn micelarny: dopiero co go recenzjowałam, więc te z Was, które śledzą mnie regularnie dobrze o tym wiedzą. Podsumowując to świetny micel, fajnie pachnie (choć nie żurawiną!), z łatwością sobie radzi z makijażem. Z przyjemnością kupię go na następne lato, gdyż mała buteleczka doskonale się mieści w wakacyjnym bagażu. Więcej KLIK.
Tołpa, Dermo Mani, Odnawiający peeling-masaż do rąk, saszetki: dostałam go na Meet Beauty, stacjonarnie dotąd go nie widziałam. Saszetki są bardzo wygodne w użyciu, a jedna sztuka spokojnie wystarcza na trzy masaże, warto ją tylko dobrze zabezpieczyć przed dostępem powietrza. Muszę przyznać, że masaż tym peelingiem był bardzo przyjemny, mnóstwo maleńkich drobinek przyjemnie sunęło po skórze sprawiając, ze była ona gładka, zmiękczona i przyjemna w dotyku. Po peelingu dłonie otrzymywały delikatną warstwę ochronną, dzięki czemu krem stawał się zbędny. Z tego też względu używałam go raczej wieczorem. Efekt utrzymywał się przez kilka dni, więc dla mnie bomba. Niestety, raczej go nie kupię, ale tylko z jednego, prozaicznego powodu - zapach kompletnie nie trafił w moje gusta! Jest tak chemiczny, odpychający, "gorzki" i intensywny, że podczas używania peelingu starałam się trzymać ręce jak najdalej od nosa. Niemniej uważam, że warto wypróbować te saszetki, bo może Wam zapach nie będzie tak przeszkadzał, a działanie jest genialne.
Soleo, SOS, Balsam po opalaniu: bardzo go lubię, to już moja zużyta chyba trzecia tubka w ciągu ostatnich dwóch lat. Świetnie się wchłania, koi podrażnienia, także te słoneczne, nawilża i nie pozostawia tłustej powłoczki. Mam już kolejne opakowanie :)
Organique, Bath Bomb malina: pokazywałam Wam na Instagramie te cudeńka. To moja pierwsza kula od Organique, ale zaręczam, ze nie ostatnia. Rzadko biorę kąpiel w wannie, zdecydowanie preferuję prysznic, ale dla tych kul chętnie lekko zmodyfikuję te proporcje. Zapach cudowny, choć nienachalny. Podoba mi się, ze kula delikatnie zmienia odcień wody na róż oraz że pozostawia na skórze olejową, bardzo subtelną powłoczkę, dzięki czemu po kąpieli skóra nie jest wysuszona, tylko delikatnie natłuszczona. Sama przyjemność! Kupię!
Próbka Nivea, Szampon Repair: oczywiście po jednej próbce mało można się dowiedzieć o kosmetyku, ale mimo to wiem, ze: okropnie mocno się pieni, ma klasyczny zapach podobny do innych szamponów marki, perłowo-biały kolor. Dobrze oczyszcza włosy i pozostawia na nich subtelny zapach. Niestety już po niecałym dniu moje cienkie, delikatne włosy oklapły i wyglądały średnio świeżo, więc szampon raczej się dla mnie nie nadaje (nie używałam wtedy odżywki). Prawdopodobnie lepiej się sprawdzi przy włosach suchych lub grubych, wymagających naprawy. Jeśli chodzi wiec o szampony Nivea pozostanę przy ulubionej wersji Volume.
Znacie coś z mojego denka? Czy Wy też lubicie kule do kąpieli?
Go cranberry mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńAle dużo zużyłaś..:)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że nie miałam tak dramatycznych przeżyć związanych z peelingiem Tołpy ;)
OdpowiedzUsuńMam w zapasie antyperspirant Garniera - mam nadzieję, że jednak lepiej się sprawdzi :P
OdpowiedzUsuńGratuluję :)
OdpowiedzUsuńTaki zielony tusz to fajny pomysł. Niezłe denko.
OdpowiedzUsuńJa tez planuje denko ale chyba przetrzymam je do przyszlego miesiaca a i w tym czasie doloze kilku pustakow;) nie mialam nic z Twoich zużyc ale zapach cytrynowy od CD mnie zaciekawil :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kule! Te z Organique rzeczywiście są mega, Nacomi ma też całkiem niezłe. Ciekawią mnie jeszcze te z Ministerstwa Dobrego Mydła.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kule do kąpieli ;)
OdpowiedzUsuńU mnie się ten antyperspirant garnier nie sprawdził wcale
OdpowiedzUsuńTo fakt - miesiące mijają nieubłaganie szybko :/
OdpowiedzUsuńNie znam niczego i wyjątkowo nic mnie nie zaciekawiło specjalnie.
Moja mama uwielbia CD :) Ja preferuje mocniejsze zapachy :)
OdpowiedzUsuńU mnie ostatnio coś kulki Garnier nie sprawdzają się, sama nie wiem czemu np wersja kokos i migdał sprawiała ze sie po nich bardziej pociłam.... Natomiast niektóre produkty znam ale "z widzenia"
OdpowiedzUsuńGo Cranberry...przed chwilą czytałam całkowicie odmienną recenzję do Twojej :) że to kompletny bubel ;) Ja z tej firmy miałam jedynie krem pod oczy i nie polubliliśmy się także chyba nic innego nie chcę próbować.
OdpowiedzUsuńMicel żurawinowy z chęcią bym wypróbowała :-)
OdpowiedzUsuńJa właśnie bardzo lubię Garniera :) Dobrze się u mnie sprawdza. Choc czasem zastanawiam się nad czyms mocniejszym i działającym BARDZO DOBRZE :D
OdpowiedzUsuńŻurawinkę kupuję juz z pol roku i kupic jakos nie moge. A tolpa kiedys potwornie mnie uczulił i od tego czasu jakos nie lubię tej marki
OdpowiedzUsuńNiczego nie używałam, ale mam w zapasach akurat bombę z organique, tylko o innych zapachu)))
OdpowiedzUsuńnic nie znam, ale ciekawią mnie kosmetyki Go Cranberry ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio też użyłam swojej pierwszej kuli do kąpieli z Organique ;)
OdpowiedzUsuńW lipcu udało mi się zużyć jeden tusz do rzęs. W zapasach mam jeszcze jakieś 15.
OdpowiedzUsuńTwoich zdenkowanych nie znam.
Kule do kąpieli z Organique uwielbiam :) A płyn micelarny Go Cranberry miałam i bardzo lubiłam :)
OdpowiedzUsuńMiałam szampon Nivea, którego masz próbkę, ale na moich włosach nie zrobił rewelacji ;/
OdpowiedzUsuń+obserwuję ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio potrzebowałam antyperspirantu bo mój się kończy. Zastanawiałam się nad Garnierem, ale ostatecznie wybrałam Nivea. Może kiedyś skuszę się na Garnier.
OdpowiedzUsuńWow, ile wykończonych kosmetyków :D U mnie to wszystko jakoś tak powolutku się zużywa xD Zaciekawiłaś mnie tym micelarnym płynem żurawinowym z Go Cranberry - myślę że mógłby się u mnie dobrze sprawdzić :))
OdpowiedzUsuńZapraszam na kosmetyczny KONKURS na blogu Sakurakotoo! :)
Miałam tylko szampon z Nivea :)
OdpowiedzUsuńU mnie zapach Tołpy jak najbardziej na plus. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJa właściwie od kiedy pamiętam używam kulek Garniera, chociaż też sądzę, że ich działanie było kiedyś lepsze. Ale kupuję z przyzwyczajenia, aż trafię na coś lepszego :)
OdpowiedzUsuńKulkę Garniera właśnie używam ale z zieloną nakrętką - nawet nieźle się spisuje.
OdpowiedzUsuńSporo tego :)
OdpowiedzUsuńMam ten zielony tusz :) A oprócz niego jeszcze turkusowy, bardzo lubię czasem nimi pociągnąć rzęsy :)
OdpowiedzUsuńMi właśnie kulka z Garniera strasznie przesusza pachy... Szkoda bo bardzo fajnie pachną i są mega wydajne.
OdpowiedzUsuńNic nie znam z Twojego denka, ale fajne produkty :)
OdpowiedzUsuńO, ile ciekawych kosmetyków :) Mam na oku ten płyn micelarny z żurawinką :D Chętnie bym go przetestowała bo wydaje się mieć fajny skład :P
OdpowiedzUsuńZapraszam na swojego Bloga Sakurakotoo
Sakurako - polecam ten płyn, dobrze radzi sobie z makijażem i przede wszystkim ogromny plus za naturalny skład :)
OdpowiedzUsuń