Wykończeni w kwietniu
Kwiecień był raczej spokojnym miesiącem, przynajmniej u mnie. Starałam się sumiennie zużywać kosmetyki do końca, by niczego nie zmarnować, ewentualnie oddać je dalej. Zgadnijcie jaka mnie spotkała za to nagroda…. Tak, tak, w maju otworzyłam kolejne, świeże, pięknie pachnące butle – czasem warto czekać 🙂 Zapraszam na denko.
Lambre, Matujący krem do twarzy i pod oczy na noc: bardzo się polubiliśmy z tym kosmetykiem. Ma fajną, szklaną czy też porcelanową buteleczkę z pompką, bardzo łatwe dozowanie. Jest niesamowicie wydajny, szybko wchłania się do matu. O konsystencji i zaskakującym zapachu napiszę już wkrótce. Chętnie kupię.
Eveline, Argan Oil, Krem pod oczy: o tym dlaczego się nie spotkamy więcej pisałam szerzej TUTAJ. Nie żałuję, że się skończył, bo choć krzywdy nie zrobił to i nie zdziałał nic. Zupełnie nic. Nie kupię.
Avon, Planet Spa, Nawilżająca maseczka do twarzy: całkiem ciekawa maska, ale szału nie robiła. Wkrótce ukaże się post zbiorczy na temat wszytskich maseczek z Avonu jakie miałam. Raczej nie kupię, zakochałam się w glinkach i maseczkach w płachcie.
Wibo. Mascara Panoramic Lashes: początkowo fajnie się spisywała, bo byłam przyzwyczajona do dużych szczoteczek, ale gdy uroiły mi rzęsy po serum Floslek nijak nie umiałam się nią pomalować. Poza tym szybko zgęstniała, zaczęła tworzyć grudki i sklejała. Nie kupię więcej.
Ziaja, Bloker: miałam go chyba ze sto lat, jest kosmicznie wydajny. To jeden z pierwszych kosmetyków, o jakich pisałam na blogu TUTAJ (czytając stare posty widzę, jak dużo zmieniłam w swoich wpisach, mam nadzieję, że na plus!). Faktycznie blokował pocenie, ale potrafił podrażniać, a w lecie z powodu ciągłego golenia pach okazywał się bezużyteczny – to jedna z pierwszych zasad, jakiej się przy nim nauczyłam – nie stosujemy go po depilacji, bo swędzi, piecze, łzy z oczu wyciska, koszmar! Nie wiem czy kupię.
Cath Kidston, Żel pod prysznic: prezent od Kochanej Sisi. Żel idealny na wiosnę – o zapachu piwonii! Dobrze się pieni, oczyszcza skórę, ładnie się zmywa. Przyjemny produkt. Może kupię za rok 🙂
Neutrogena i Verona, Kremy do rąk: ciekawe kto mi uwierzy, że w tym samym czasie wykończyłam aż trzy kremy do rąk! Naprawdę zużywam je namiętnie, jeden nosiłam w torebce, drugi był w pracy, trzeci stał przy łóżku. Na noc mieszałam dwa różne, bo żaden nie dawał mi tego komfortu jakiego oczekuję od kremu nocnego. Napiszę o nich w poście zbiorczym 🙂 Nie kupię.
Shefoot, Krem odżywczy do stóp: u mnie zupełnie się nie sprawdził i bardzo żałuję, bo pokładałam w nim spore nadzieje. Pisałam o tym dokładnie TUTAJ. Nie kupię.
Sylveco, Lniana maska do włosów: jak wiecie Sylveco lubię, tym bardziej byłam zaskoczona, że ten produkt tak obciążał i przyklapywał moje cienkie włosy. Na szczęście napisała o nim Justynka i uświadomiła mi, że maskę można nakładać na dwa sposoby. O tym, który sposób sprawił, że miałam w końcu wspaniałe, błyszczące włosy możecie przeczytać TUTAJ. Kupię na pewno!
Syoss, Balsam do włosów: nie dogadaliśmy się w żaden sposób. Ani przed myciem, ani po myciu, ani zostawiony na dłużej, ani spłukany od razu. Albo przeciążał i sprawiał, że włosy szybko wyglądały nieświeżo albo spuszał je i robił siano. Więcej pisałam TUTAJ. Nie kupię.
Cleanic, Płatki kosmetyczne: stały bywalec denka, choć teraz mam inne. Zobaczymy. Na pewno kupię je jeszcze nieraz.
L’biotica i Skon79, Maski w płachcie: posty się piszą. Obie są bardzo wygodne w stosowaniu, dobrze się trzymają skóry i dają pewne efekty. Jakie? O tym wkrótce 🙂
Próbki: genialny krem matujący na dzień Floslek, fajny brzozowy Sylveco i nocny krem Alva, z którym się nie polubiłam – za tłusty, zbytnio obciążający skórę.
Jak na mnie denko skromne, ale sukcesywnie utrzymuję tendencję do zużywania, co mnie cieszy. Miałyście coś z tej gromadki?



