Wykończeni w marcu
Marzec był u mnie miesiącem rozpieszczania ciała, zużyłam bowiem sporo tego typu produktów. Zrobiłam też gruntowny przegląd swoich otwartych podkładów i kremów BB, do kosza poleciały końcówki i te, które z czasem ściemniały w tubce. Zapraszam na denko.
Pielęgnacja twarzy:
Biały Jeleń, Hipoalergiczny żel domycia twarzy: w skrócie dość przeciętny żel. Nie rozumiem po co jest barwiony na niebiesko i dość silnie perfumowany. Całkiem nieźle sobie radzi z domyciem skóry, ale potrafi przesuszać. Będzie recenzja. Nie kupię.
Sylveco, Pomadka z peelingiem: KOCHAM. Tyle w temacie, pisałam o niej 🙂 Mam kolejną.
Brillant Sparkle oraz Promise: dwie zupełnie przeciętne i “niesmaczne” pasty do zębów. Brillant Sparkle zawiera fluor i z tego powodu niesamowicie ją męczyłam, bo mocno ograniczam ten składnik. Promise z olejkiem goździkowym – jak na taki skład i słabą dostępność nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie kupię.
Kolorówka:
Avon, Podkład: zaskoczyło mnie, że całkiem nieźle się trzyma, matuje średnio, nie zapycha. Plus za pompkę i odcień prawie idealny dla mnie. Z powodu porzucenia płynnych podkładów na rzecz BB i minerałów nie kupię. Pisałam o nim.
Soraya, Make-up matujący: bardzo szybko ściemniał i jak dla mnie jest zbyt wodnisty. Przez jakiś czas używałam go jak bronzer w płynie, a teraz ponad pół tubki wyrzucam. Na pewno nie kupię, pisałam o nim.
Eveline, Krem BB do skóry tłustej: bardzo ciekawy krem, o średniej gęstości. Ładnie się stapia ze skórą, matuje średnio, nieprzypudrowany praktycznie wcale, ale fajnie wygładza koloryt i całkiem długo utrzymuje się na skórze. Może kupię.
Delia, Henna do brwi: kolejne zużyte opakowanie. Bardzo szybko barwi włoski na pożądany kolor, niestety tylko na góra dwa tygodnie. Mimo wszystko lubię ją, bo jest tania i nie podrażnia. Kupię, pisałam.
Pielęgnacja ciała:
Ziaja, Masło kakaowe: pod względem składu przeciętniak na SLS, ale bardzo tani. Pod względem zapachu oczarował mnie kompletnie, bo pachnie czekoladą – jak wiecie, ja uwielbiam czekoladę! Nie wysuszał mi skóry, choć nie nawilżał – ale też nie oczekiwałam tego po nim. Dostępny praktycznie wszędzie. pewnie kupię.
Avon, Żel do kąpieli Hello Kitty: zapach słodkich landrynek kompletnie do mnie nie pasuje, a dodatkowy czerwony kolor zupełnie mi nie odpowiada. Gdybym go nie dostała od naszej Kochanej Interendo nawet bym na niego nie zwróciła uwagi. Niemniej ciekawy produkt, ale… bo ja wiem? Dla małych, słodkich dziewczynek 😉 Nie kupię, pisałam.
Biały Jeleń, Emulsja do higieny intymnej: zupełnie mnie niczym nie zaskoczyła, myła, ale potrafiła podrażniać (zawiera SLS). Nie kupię, pisałam.
CD, żel pod prysznic granat: składowo przeciętny. Dość gęsta konsystencja sprawia, że jest wydajny, natomiast zapach mnie uwiódł bez dwóch zdań. Słodki, owocowy, ale z nutą czegoś kwaśnego w tle, ulubiony umilacz wieczorów. Kupię, pisałam.
Nacomi, Malinowy mus do ciała: cudo, cudo, cudo! Skład oparty na maśle shea otulał skórę tłustawą warstewką, za czym nie przepadam, ale za to jak nawilża i odżywia skórę. Zapach? Malinowa mamba, dzieciństwo, beztroska i szaleństwo. Wspaniały produkt, choć niespecjalnie wydajny przy smarowaniu całego ciała. Na pewno kupię, pisałam o nim.
Delawell, Masło do ciała Słodka pomarańcza: skład również oparty na masle shea, ale konsystencja inna. Denerwowało mnie to, że bardzo bieli skórę, trzeba go bardzo długo wklepywać i wmasowywać. Zapach nieszczególnie mnie przekonał, po pomarańczach, nawet słodkich, spodziewam się jakiejś kwaśnej nuty, a tu zapach był zbyt płaski i męczący. Nie kupię, pisałam.
White Tree, Scrub do ciała z mlekiem oślim: cukrowy peeling na bazie masła shea. Po jego zastosowaniu spokojnie odpuszczałam sobie balsam. Przyjemny produkt, który doskonale złuszcza, a zapach – słodki i egzotyczny – długo utrzymuje się na skórze i utula do snu. Bardzo chętnie kupię, pisałam.
Dr Organic, Krem do rąk i paznokci z miodem manuka: świetny krem, który nadawał się zarówno na dzień jak i noc. Długotrwale nawilżał, pachniał dość intensywnie, więc jeśli ktoś nie lubi zapachu miodu może czuć się zniechęcony. Całkiem ładny skład, może kupię (choć kremów do rak mam zapas na sto lat), pisałam o nim.
Pozostałe:
Chusteczki Auchan i Marion: o obu pisałam w poście nt. nawilżanych chusteczek. Auchanowskie używam dosłownie do wszystkiego, bo mają dobry skład (na oleju lnianym), czasem pzrecieram nimi nawet sanitariaty, a są tanie. Marion nic specjalnego, za mocno perfumowane, pełne chemii. Auchan mam już kolejne, Marion nie kupię.
Cleanic, Płatki kosmetyczne: stały bywalec denka, lubię, mam kolejne.
Próbki:
spodobał mi się nawilżający krem Resibo – lekki, nie obciąża skóry, nie zapycha, nadaje się pod makijaż, nie drażni mnie zapachem i ma przyjemny skład. Oliwka Pat&Rub nic specjalnego, spodziewałam się lepszego działania, choć bobasem nie jestem 😉 Przeciwzmarszczkowy krem AAeco właściwie mnie zawiódł, nie nadaje się do tłustej skóry, a skład mnie nie uwiódł. Biolaven krem na dzień to już kolejna próbka i wciąż mam mieszane uczucia co do niego, bo szybko się po nim świecę. Krem odżywczy Resibo – to samo co Biolaven, ale nadaje się na noc, bo skład ma fajny.
To tyle jeśli chodzi o wykończenia marcowe. Jak mi poszło? Nadal sukcesywnie zużywam kolorówkę, chcę zrobić trochę miejsca przed kolejnymi promocjami w Rossmannie 😉




