Nacomi, Malinowy mus do ciała
Maliny w środku zimy? No bajka! A zaczęło się tak…
Pewnego pięknego dnia do drzwi zapukał kurier. Kuriera już się spodziewałam, bo dostałam cynk na Facebooku, że przybędzie. Od kogo? Od nadawcy, a raczej nadawczyni, która podała swój numer telefonu zamiast mojego… Tak więc wcześniej skołowany kurier dodzwonił się do nadawczyni, która mu powiedziała, że żadnej paczki się nie spodziewa, a w ogóle to pomyłka, niech nie zawraca jej głowy 😀 Biedny dostarczyciel miał mętlik w głowie, ale, że jestem dzielna i odważna, szybko zdobyłam numer przystojnego pana kuriera i sama do niego zadzwoniłam. Na szczęście chłopak miał poczucie humoru i/lub poczucie obowiązku, bo zawrócił swoją dostojną karocę i zapukał do mych drzwi…
Z kim takie oto przygody przeżywam? Ano z Sisi naszą kochaną, która posiada wyjątkowe wręcz szczęście do wszelkich listonoszy, paczkowych i dostawców 😀 Sisi jest przekochana, przezabawna i zawsze zmusza mnie do refleksji nad światem tudzież sobą. Prezent na Święta od niej to miły dodatek, ale tylko dodatek do jej barwnej osobowości. Choć przyznaję grzecznie, że przyjemnie jest dostawać takie paczki, to nie dlatego czytam namiętnie jej bloga odkąd go odkryłam! 🙂
W pudle było między innymi istne cudo, w którym zakochałam się na zabój i liczę, że ze wzajemnością – dzisiejszy malinowy bohater.
Nacomi, Mus do ciała malinowy, odżywczy
“Odżywczy mus do ciała, zawierający specjalnie wyselekcjonowane surowce wśród których odnajdziemy:
– masło shea – wygładza i nawilża, nadaje skórze miękkości,
– olej avocado- zwany olejem 7 witamin (A-B-D-E-H-K-PP),silnie nawilża, ożywia naskórek,
– olej inca inchi- odbudowuje uszkodzone tkanki, zwiększa ich elastyczność i pobudza odbudowę kolagenu,
– olej słonecznikowy- wzmacnia barierę skórną, zmiękcza i nawilża,
– ekstrakt z jabłka- działa ochronnie na komórki skóry, przeciwutleniająco, pobudza odnowę naskórka,
– alkohol cetylowy- pomaga dostać się cennym składnikom w głąb skóry,
– witamina E- chroni przed wysuszeniem oraz osłabieniem elastyczności naskórka.”
Opakowanie musu to plastikowy, przezroczysty słoiczek z modną ostatnio aluminiową nakrętką. Wygodnie się go otwiera i zamyka, nigdy nie miałam z tym kłopotu. Kosztuje ok. 30zł/150ml.
Przezroczysta etykieta jest bardzo solidna, nic się nie odkleja ani nie rozmazuje, choć mam wrażenie, że nadruk nie jest idealnie wyraźny, zwłaszcza literki. Niemniej wszystko da się rozczytać, tak samo skład jak i obiecane działanie
Skład: masło shea, olej z awokado, trójglicerydy, wosk pszczeli, olej słonecznikowy, gliceryna, olej inca inchi, alkohol cetylowy, ekstrakt z jabłka, wit. E, kompozycja zapachowa, trzy składniki kompozycji, które mogą alergizować.
Bardzo podoba mi się, że kosmetyki nie są testowane na zwierzętach, a na
zużycie musu mamy 6 m-cy, co jest sporym zapasem, gdyż jest on tak
cudowny w użyciu, że na pewno nie ma szans aż tak długo “przeżyć”.
zużycie musu mamy 6 m-cy, co jest sporym zapasem, gdyż jest on tak
cudowny w użyciu, że na pewno nie ma szans aż tak długo “przeżyć”.
Lekko różowy kolor musu przyjemnie kojarzy mi się z latem i dziewczęcością. Do tego ten zapach! Wspaniały, malinowy, wydaje się naturalny i bardzo trwały. Jeżeli miałabym go opisać dokładniej powiedziałabym, że to zapach gumy Mamby 🙂 Wysmarowana wieczorem jeszcze rano go wyczuwam! Coś wspaniałego, zwłaszcza, że nie jest to aromat ani męczący, ani nadmiernie intensywny.
Konsystencja napowietrzonego masła shea, w dotyku jest treściwa. Bardzo szybko jednak roztapia się pod wpływem temperatury ciała i przechodzi w olejek, który wcieram w skórę. Mus nie bieli, szybko i gładko sunie po skórze, ale pozostawia na niej lekko tłustą warstwę. Chwilę odczekuję, aż się wchłonie, po czym ubieram się i wskakuję do łóżka. Nigdy mi się nie zdarzyło, aby zatłuścił mi ubrania.
Mus świetnie uelastycznia i nawilża skórę, odżywia ją i lekko natłuszcza. Skóra nawet po dobie od aplikacji jest niesamowicie przyjemna i miękka w dotyku. Wreszcie pozbyłam się suchej skóry na łydkach, z czym często mam problem w zimie, przy ciągłych zmianach temperatury! Mój mąż też bardzo polubił ten mus, oczywiście mam na myśli pomoc w wysmarowaniu się nim 🙂 Zapach oczarował nas oboje, a działanie wręcz zachwyciło.
Używałam go wyłącznie po wieczornym prysznicu, z względu na pozostawianie tłustawej warstwy, ale też dlatego, że chciałam aby zapach utulał mnie do snu, wyciszał, a jednocześnie wspomagał słodkie, malinowe sny 🙂
Wydajność jest całkiem niezła, ale ponieważ pokochałam ten zapach smaruję się nim calutka, od stóp po szyję. Wystarczy na kilkanaście aplikacji, bo jest dość skoncentrowany. To jeden z niewielu produktów, któremu całkowicie wybaczam zostawianie warstwy na skórze, za czym nie przepadam. Biorąc jednak pod uwagę aromaty i działanie… pokochałam mus Nacomi!
Znacie produkty tej marki? Ja już mam kolejne i oczekuję, że tak samo mnie zachwycą.







