Payot, So Pure, Serum oczyszczające
Są takie kosmetyki, które zalegają na mojej półce miesiącami. Oczywiście jest to często związane z ich wydajnością czy specjalnym traktowaniem, np. "oszczędzaniem" ulubionych perfum, które producent wycofał ze sprzedaży albo... No właśnie ALBO ze specyficznym działaniem, składem czy moim osobistym podejściem do danego produktu. Tak jest w przypadku dzisiejszego serum, które mam już kilka miesięcy i na wykończenie którego oczekuję z niecierpliwością.
PAYOT to francuska marka, podobno profesjonalna, która swoje produkty sprzedaje jedynie w salonach kosmetycznych. Trochę trzeba się ich naszukać, ale dla chcącego nic trudnego. Najlepiej sprawdzić na ich polskiej stronie punkty sprzedaży.
Serum oczyszczające PAYOT brzmi profesjonalnie i wydaje się być stworzone dla cery tłustej, takiej jak moja. Kupimy go w niezbyt ciekawym kartoniku i, choć zazwyczaj lubię minimalizm, tutaj widzę raczej bylejakość. Dla mnie to opakowanie nie daje poczucia luksusu, a serum kosztuje przecież aż 150zł! (35 EUR) za jedyne 30 ml.
Możemy o nim przeczytać m.in."Rozwiązuje wszystkie problemy skóry
mieszanej i tłustej: wypryski, rozszerzone pory, nadmierne wydzielanie
sebum - czyni cerę zdrową i oczyszczoną. Ekstrakt z zielonej kawy działa
detoksykująco, kontroluje i reguluje skórę. Poprawia koloryt skóry, rozjaśnia
ją, odświeża i nawilża. Aplikować na czystą skórę rano lub wieczorem pod
krem, w szczególności w strefie T". Dla mnie brzmi jak marzenie, więc nie sądząc "książki po okładce" dałam mu szansę.
Skład: Już na drugim miejscu znajdziemy alkohol (oczyszcza skórę, usuwa bakterie, wysusza). Szczegóły powyżej, natomiast jest tutaj także nawilżająca gliceryna oraz mój ukochany niacynamid (genialnie przymyka pory!), sok aloesowy (głęboko nawilża i koi podraznienia), mannitol (reguluje pracę gruczołów łojowych, nawilża), kwas salicylowy (oczyszcza, reguluje wydzielanie sebum, wysusza), bisabolol (działa antybakteryjnie, łagodząco), różne ekstrakty roślinne (w tym z zielonej kawy). Pod koniec mnóstwo konserwantów, barwników i składników kompozycji zapachowej.
Wewnątrz znajdziemy ulotkę, z której niewiele się dowiemy, chyba że znamy języki azjatyckie bądź arabskie....
...oraz plastikową buteleczkę z serum. Od razu rzuca się w oczy zielony kolor kosmetyku, który nie wiem czemu ma służyć. Do mnie kompletnie nie przemawia, wolałabym żeby serum było przezroczyste i bez barwników. Buteleczka posiada pompkę typu air-less oraz zatyczkę, za co ma ogromnego plusa :)
Pompka jest bardzo wygodna, ani razu się nie zacięła. Wydobywa niewiele serum, co jest akurat korzystne, ponieważ nie używam go w dużych ilościach, więc nadmiar musiałabym po prostu zmywać i marnować. Na dłoni jest przezroczysto-zielone i w konsystencji lekko żelowej. Bardzo razi zapach, który jest silny i alkoholowy, dla mnie nie do zniesienia!
Odważnie nakładałam go wieczorem po demakijażu w strefie T oraz w razie konieczności np. na nos (zwłaszcza przed okresem). Działa silnie wysuszająco, ściągająco i powoduje dyskomfort dla nosa. Przyspiesza gojenie wyprysków, tego mu nie odmawiam, ale to samo robią preparaty punktowe np. Tołpa, o których pisałam, a kosztują o wiele mniej i lepiej pachną. Po nałożeniu zbyt dużej ilości (czyli wielkości ziarnka grochu) tworzy na skórze śliską powłoczkę, którą wyczuwam jeszcze rano podczas przemywania skóry micelem.
Absolutnie nie polecam nakładać tego serum na całą twarz, ponieważ bardzo szybko można w ten sposób przesuszyć cerę, co spowoduje nic innego jak wzmożoną produkcję sebum i koło się zamyka. Stosowany w rozsądnych ilościach i tylko w razie potrzeby lepiej się sprawdzi. Tu doszłam do wyjaśnienia dlaczego mam je tak długo - po pierwsze nigdy nie używałam go codziennie, by uniknąć przesuszenia, a po drugie odkąd mam swoje diy serum z kwasem migdałowym praktycznie nie mam wyprysków, moja cera znacząco się poprawiła i po prostu serum jest zbędne.
Zdaję sobie sprawę, że inne kosmetyki Payot mogą być lepsze, ciekawsze i skuteczniejsze, ale póki co nie jestem ich ciekawa. Za tą cenę mogłabym mieć co najmniej kilka innych produktów, z których byłabym bardziej zadowolona. Czasem "profesjonalny" to tylko wyraz, taki lep, na który producent chce złapać klientkę i nic więcej, natomiast patrząc w skład nie znajduję potwierdzenia dla takiej ceny. O działaniu nie wspominając.
Znacie kosmetyki tej marki? Miałyście kiedyś podobne doświadczenia z dość drogim produktem?