Przegląd niedrogich maskar do rzęs

Tusz do rzęs i puder matujący to dla wielu kobiet absolutne minimum makijażu. Z rzęsami ciągle prowadzę wojnę, chcąc je wzmocnić, wydłużyć i przyciemnić, a one za często, jak na mój gust, dezerterują 🙂 Bez przerwy stosuję jakieś sera, odżywki i inne cuda, z różnym skutkiem. Na co dzień jednak wszelkie niedoskonałości ukrywam pod warstwą lub dwoma warstwami tuszu. Różnie z maskarami bywa, mam swoich faworytów, choć ulubieńca jeszcze nie zdarzyło mi się poznać… wciąż pozostaje on w sferze marzeń i poszukiwań… Zapraszam na przegląd moich ostatnich tuszy do rzęs.

Maybelline, The Colossal Volum’ 100% Black


Tusz do kupienia dosłownie wszędzie, w każdej drogerii, za ok. 25 zł. Żółte opakowanie rzuca się w oczy, choć nie jest to mój ulubiony kolor. Szczoteczka jest dokładnie taka jak lubię: duża, niesilikonowa, z odpowiednio ułożonymi włoskami, nie za gęsto i nie za rzadko. Myślę, że całkiem łatwo można pobrudzić sobie nim powieki, ale odrobina wprawy pomaga uniknąć takich atrakcji. Konsystencja tuszu jest idealna. Tusz nie tworzy na rzęsach grudek, czasami lekko skleja włoski, zwłaszcza pod koniec, kiedy trochę gęstnieje pod wpływem powietrza wtłaczanego do pojemniczka podczas używania. Ładnie unosi rzęsy od samej nasady, lekko podkręca i wydłuża. Trzyma się idealnie calutki dzień i nie rozmazuje. Kolor ma faktycznie czarny. Jeden z moich ulubionych, choć jeszcze nie ideał. Bardzo długo jest świeży i właściwie nie zdarzyło mi się, abym musiała go szybko wyrzucać. Jest to moje zużyte 3-4 opakowanie.

T’e’N, Bronzing 10, Summer Wonderlashes


Tusz, który dostałam podczas targów kosmetycznych od włoskiej marki T’e’N (Alfaparf). Posiada ciekawą szczoteczkę ze skręconym włosiem, wyprofilowaną. Włoski są dosyć krótkie i może dlatego słabo łapią rzęsy. Konsystencja tuszu jest bardzo gęsta, dlatego tworzy on grudki, skleja rzęsy i wymusza malowanie ich kilkoma warstwami. Być może taki efekt spowodowany jest tym, że tusz swoje przeleżał zanim do mnie dotarł. Nie zauważyłam uniesienia ani pogrubienia, jedynie nadanie ciemnego koloru. Opakowanie ma ładne, minimalistyczne, ale łatwo się brudzi. Nie mam pojęcia ile kosztuje i gdzie można go kupić. Dość szybko wysechł.

Miss Sporty, Curve it! Pump Up Booster


Tusz jest bardzo tani, kosztuje ok. 15 zł i niesamowicie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się po nim niczego konkretnego, kupiłam go właściwie w ciemno. Ma szczoteczkę taką jak lubię, trochę grubszą niż Maybelline i przy końcówce uniesioną do góry. Bardzo ładnie rozdziela rzęsy pokrywając je jednolitą warstwą tuszu. Unosi je przy tym i podkręca. Jedyne, co zwróciło moją szczególną uwagę to fakt, że szczoteczka zbiera odrobinę zbyt dużo tuszu, warto go trochę z niej zetrzeć przed nakładaniem na rzęsy, inaczej może tworzyć grudki. Tutaj jeszcze łatwiej pomalować sobie powieki, ale szybko nabrałam wprawy i niczego nie rozmazywałam. Bardzo długo jest świeży.

Bourjois, Mascara Effect Push Up, Volume Glamour


Tusz przywędrował do mnie w ramach testowania dla portalu ibeauty.pl. Opakowanie ma bardzo solidne, czarne, w ciekawym kształcie klepsydry. Kosztuje ok. 40 zł, do kupienia np. w Rossmannie. Szczoteczka nie jest silikonowa, ładnie pokrywa rzęsy od samej nasady, mimo dość krótkich włosków. Idealnie rozdziela rzęsy, nadając im bardzo naturalny wygląd. Nie zauważyłam szczególnego efektu “push up”, choć rzęsy faktycznie były delikatnie uniesione i troszkę podkręcone. Szybko się zorientowałam, że lepiej nie kombinować przy nim z wieloma warstwami, bo łatwo można przesadzić. Nadaje koloru głębokiej czerni. Idealny tusz na co dzień. Wysycha standardowo, nie za szybko, choć pod koniec gęstnieje i lubi zbierać się na końcówce szczoteczki.

Wibo, XXL Lift Lash Volume


Najchętniej pozostawiłabym go bez komentarza. Kupiony w ciemno, bardzo tani (ok. 8 zł), w Rossmannie. Ma beznadziejną, wąską i podkręconą szczoteczkę, która nie wiadomo co ma sobą reprezentować. Nabiera bardzo dużo tuszu, który ma tak gęstą konsystencję, że woli siedzieć na swojej szczoteczce niż grzecznie przejść na moje rzęsy. Bardzo trudno pomalować nim rzęsy, lubi sklejać i brudzić. U mnie zupełnie się nie sprawdził. ZUO! Bardzo szybko wysechł (mam podejrzenia, że ktoś otwierał go milion lat przed moim zakupem w drogerii, ależ mnie to wkurza!).

Lovely, Intense Green Color Mascara


Czasem lubię kolorowe rzęsy, zwłaszcza latem, w końcu wszystko jest dla ludzi. Ten tusz kupiłam w jakiejś promocji, także w ciemno, bodajże za 5 zł. Posiada niestety silikonową szczoteczkę, o czym dowiedziałam się w domu, jako że nie otwieram kosmetyków w drogerii. Nie lubię takich szczoteczek, u mnie się nie sprawdzają. Tym tuszem zupełnie nie ma u mnie sensu malować rzęs bez ówczesnego podkładu z czarnej maskary. Mam zbyt jasne rzęsy, aby było widać jakiś efekt, nawet pod światło. Kolor jest raczej turkusowy niż zielony, bardzo słabo napigmentowany. Po pomalowaniu rzęs maźniętych wcześniej jedną warstwą czerni uzyskuję efekt muśnięcia turkusem, na pewno nie jest to dokładne wytuszowanie, bo szczoteczka nie dociera do nasady, maluje jedynie końcówki. Trzeba się z nią trochę pobawić i ją “wyczuć”, gdyż rozprowadza maskarę bardzo nierównomiernie, potrafi tworzyć różne zgrubienia i grudki. Nie odnotowałam uniesienia czy podkręcenia. Chciałam kupić także inne kolory, ale sobie daruję. Wysycha dość szybko, szybko gęstnieje.

Yves Rocher, Sexy Pulp

Opakowanie ma trwałe, ale napisy bardzo szybko się starły. Miałam tusz w kolorze brązowym, dostałam go jako gratis za wyrobienie karty do sklepów YR, bez promocji kosztuje 57 zł. Szczoteczka nie jest silikonowa, bardzo dobrze wyprofilowana, w środku posiada lekkie wgłębienie. Nabiera idealną ilość tuszu do pomalowania rzęs jedną warstwą. Przepięknie rozdziela każdą rzęsę z osobna, pokrywając ją tuszem równomiernie, bez grudek i sklejania. Jednocześnie delikatnie unosi i podkręca rzęsy. Łatwo można stopniować efekt, jaki chcemy uzyskać, bez nerwów i poprawek. Uwielbiałam nim malować rzęsy, zwłaszcza na co dzień, gdy się spieszyłam. Bardzo długo miał idealną konsystencję, praktycznie rok. Ta maskara jest bliska mojemu ideałowi.


Manhattan, Supersize False Lash Look Mascara

Różowe opakowanie jest solidne, napisy się nie ścierają. Kosztuje ok. 25 zł. Ogromna szczota, którą nawet ja, przyzwyczajona do takich rozmiarów, potrafiłam sobie ubabrać powieki. Mimo to tusz wart jest uwagi, bo niesamowicie wydłużał moje rzęsy i lekko je podkręcał, dzięki czemu faktycznie były widoczne. Początkowo był dla mnie zbyt rzadki, zmieniło się to dopiero do mniej więcej dwóch tygodniach używania. Po tym czasie nabiera idealnej konsystencji, która niestety także przemija, staje się natomiast dość gęsty. Nie warto wtedy nakładać więcej niż dwie warstwy, bo zwyczajnie potrafi sklejać rzęsy. Bardzo długo pozostaje świeży.
Na koniec pomarudzę: proszę Was bardzo, nie otwierajmy kosmetyków w drogerii, zwłaszcza kolorówki. Otwierając je, skracamy im życie i narażamy siebie i inne konsumentki na zakup kosmetyków z krótszą datą przydatności niż sugeruje producent (a więc na koszty) i na kosmetyki skażone bakteriami. Testery zazwyczaj są w drogeriach nie bez powodu, a jeśli nie ma, trzeba o nie zapytać. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że kosmetyki otwierała przy mnie sama ekspedientka, w takim przypadku uciekam gdzie pieprz rośnie. Dziękuję za uwagę.
A Wy jakie tusze lubicie? Macie swojego ulubieńca?
Moje zdjęcie
CosmetiCosmos
Witaj na CosmetiCosmos.pl! Mam na imię Aneta i od kilku lat interesuję się kosmetykami i ich składami, szczególnie naturalnymi. Szukam prawdziwych perełek, lubię polskie manufaktury, kręcę też własne kremy. Interesują mnie także eko środki czystości. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie (polecam wyszukiwarkę). Kontakt ze mną: [email protected]

Jestem tutaj