Ava, Acne Control, Krem matująco-normalizujący na dzień
Jestem, jak wiecie, posiadaczką cery tłustej. Na jedno to dobrze, bo później pojawiają się na niej zmarszczki 🙂 Ale jest i druga strona medalu… cóż, na co dzień stykam się z wieloma denerwującymi minusami takiej cery. Zapychanie, zaskórniki, rozszerzone pory i błyszczenie, przede wszystkim błyszczenie czasem dobijają mnie i mam ochotę zrobić własnej twarzy krzywdę 🙂
Bez przerwy nawilżam, tonizuję, uważam na przesuszenie, odkażam, matuję i staram się to wszystko robić w idealnym stopniu, tak aby żaden element nie przeważył. Zwariować można. Wiecie, że na naszą cerę ma wpływ nie tylko dieta i pielęgnacja, ale także faza cyklu miesięcznego? Hormony skaczą, zmienia się ich ilość we krwi i bardzo trudno nad tym zapanować. Mniejsza o to, dziś nie o tym chciałam napisać. Dziś będzie o kremie, który mnie bardzo ciekawił. Zapraszam.
Kartonik wygląda całkiem ciekawie, choć to oczywiście kwestia gustu. Taki minimalizm mi się podoba. Od razu rzuciło mi się w oczy “z olejkami eterycznymi, alcohol free”. Krem kupiłam w Hebe za jakieś 10 zł/50 ml.
Z boku mamy opis producenta. Najbardziej zachęciło mnie działanie antybakteryjne, ograniczanie sebum, zwężanie porów, nawilżenie i matowienie. Cud po prostu, przecież tego właśnie szukam!
Nie wiem czy zauważyłyście, że krem należy zużyć w ciągu dwóch miesięcy od otwarcia. Początkowo używałam go jedynie na dzień, a następnie na dzień i na noc, a także na szyję i dekolt. Pierwszy raz spotkałam się z tak krótkim terminem, nawet moje samoróbki oceniam na 3 m-ce.
Skład: Mamy tu dużo gliceryny (niby nawilża, ale w nadmiarze potrafi przesuszać), silikon (zmiękcza skórę, wygładza jej powierzchnię), ekstrakt z kory afrykańskiego drzewa Enantia Chlorantha (antybakteryjny, reguluje działanie gruczołów łojowych, zmniejsza sebum i rozszerzone pory, oczyszcza), kwas oleanolowy (normalizuje pracę gruczołów łojowych), glikol butylenowy (ułatwia przenikanie substancji wgłąb skóry, nawilża), poliakrylan sodu (tworzy film), Dimethicone (emolient suchy, tworzy film, daje efekt wygładzenia), silikon (tworzy film), emulgator, silikon, emolient suchy (tworzy film, poślizg), skwalan (emolient tłusty, tworzy film, natłuszcza), konserwanty, olejek z drzewa herbacianego oraz olejek lawendowy (olejki eteryczne polecane w pielęgnacji tłustej skóry, działają antybakteryjnie i antyseptycznie, zmniejszają pory, regulują sebum).
W kartoniku mamy tubkę utrzymaną w tym samym zestawieniu kolorystycznym. Z tyłu jedynie podstawowe informacje jak sposób użycia, producenta, pojemność.
Tubka wykonana jest z miękkiego plastiku i nie ma problemu z wydobyciem produktu praktycznie do samego końca.
Dodatkowo zabezpieczona jest przed ciekawskimi, więc odrywając kawałek plastiku mamy pewność, że otwieramy tubkę jako pierwsze. Jest to bardzo istotne zwłaszcza, że mamy jedynie 2 m-ce na zużycie zawartości od jej otwarcia.
Sam krem ma konsystencję kremu-żelu i jest biały. Pachnie bardzo intensywnie olejkiem z drzewa herbacianego, więc jeśli nie lubicie tego aromatu lepiej w niego nie inwestujcie. Zapach jest mocny i utrzymuje się długo na skórze. Mnie osobiście nawet się podoba.
Krem rozsmarowuje się ładnie, ale nie wchłania. Wyraźnie czuję, że jest na powierzchni, tworzy tłustawą warstewkę. Zapewne to uczucie zawdzięczam składowi napakowanemu silikonami i emolientami. Przyznam, że mnie osobiście dość to denerwuje. Ale to nie wszystko. Krem się bowiem roluje, więc nałożenie na niego podkładu czy choćby BB jest traumatyczne. Ja radzę sobie tak, że smaruję twarz kremem pół godziny przed makijażem, a bezpośrednio przed nałożeniem podkładu przecieram jeszcze skórę chusteczką higieniczną. Zazwyczaj to pomaga, ale nie zawsze…
Po nałożeniu kremu mam uczucie gładkiej i nawilżonej skóry, niestety jest to bardzo pozorne. Podczas demakijażu widzę, że skóra nie jest w najlepszej kondycji, potrafią się nawet tworzyć suche skórki, zwłaszcza na brodzie.
Zupełnie nie matuje i nie przymyka porów, wręcz mam wrażenie, że jeszcze bardziej mnie nabłyszcza (szczególnie na czole) i uwidacznia pory, których potem nawet podkład nie chce schować. Zauważyłam, że po dłuższym stosowaniu, zwłaszcza na dzień i na noc, lekko zapycha, zasponsorował mi nawet podskórną gulę, której to nie widziałam od dawna.
Nie zauważyłam działania normalizującego wydzielanie sebum, w tym temacie nie zrobił nic. Jak było tak i jest, już lepiej radził sobie Lekki krem rokitnikowy Sylveco, który nota bene wcale tego nie obiecywał.
Może zbyt krótko go stosowałam, bo wykończyłam go w półtora miesiąca, chcąc zmieścić się w czasie sugerowanym przez producenta. Nie planuję ponownego zakupu, właściwie pokładałam w nim nadzieje, które nie zostały spełnione.
Jedyny plus jaki widzę, to działanie na szyję i dekolt: mam wrażenie, że lekko je ujędrnia i napina skórę, czego w ogóle nie odczuwam na twarzy.
Znacie kosmetyki Ava? Mimo doświadczeń z tym kremem kręci mnie Serum z witaminą C
EDIT. Serum z wit. C Avy skusiło mnie, jego recenzja znajduje się TUTAJ.










