Babuszka Agafia, Maska do włosów “Siedmiu sił”
Ostatnio, właściwie przez ostatnie kilka lat jest niezły szał na kosmetyki eko, naturalne, mineralne i nie wiadomo jakie jeszcze. Spora grupa producentów wykorzystuje tą tendencję do własnych, niecnych celów. Często kosmetyki, które się tak nazywają eko czy mineralne są tylko z nazwy, a składniki, którymi producent się chwali na opakowaniu wypisując je pogrubioną, duża czcionką są w ilościach śladowych czyli praktycznie zero procent!
Jednakowoż uważam, że warto poznawać różne kosmetyki, nawet te mniej naturalne i te tylko z nazwy. Czasem jest tak, że te eko nam po prostu nie służą, a te mniej eko już tak. Taki paradoks.
Dziś napiszę o dziwnej masce do włosów, która mnie urzekła nie wiadomo czym, ale jednak urzekła.
Babuszka Agafia
Maska do włosów “Siedmiu sił”
Opakowanie to saszetka identyczna jak w przypadku szamponu. Za 100ml zapłaciłam ok. 4zł w sklepie internetowym. Widziałam je także w sklepach zielarskich.
Zakręcany koreczek gwarantuje, że nic samo nie ucieknie. Podobnie jak w przypadku szamponu początkowo saszetka stoi stabilnie, a wraz z ubywaniem zawartości zaczyna się przewracać.
Producent obiecuje nam nawilżenie, wzmocnienie cebulek i stymulowanie wzrostu włosów oraz ich regenerację. Mocno przesadzony opis, ale trzeba przyznać, że działa, bo właśnie dlatego ją kupiłam 🙂
Skład: Zaraz po wodzie mamy emolient tzw. tłusty (zostawia na powierzchni włosów film, zmiękczając je i wygładzając), na trzecim miejscu mamy coś takiego jak Behentrimonium Chloride (antystatyk, konserwant, substancja aktywnie myjąca), który może podrażniać i alergizować – dopuszczony w stężeniu 0,1% (!-przynajmniej u nas) – czyli wszystko co znajduje się po nim jest w ilościach śladowych. A więc po nim mamy: olej cedrowy, ekstrakt z mchu dębowego, korzeń szczodraka krokoszowatego, sok z liści aloesu, ekstrakt z łupin cebuli, ekstrakt z szyszek czarnej olchy, organiczny olej z kiełków pszenicy, organiczny wosk pszczeli, organiczny olej lniany, konserwanty i stabilizator pH.
Czyli… głównie to woda i emolient 🙂
Maska jest dość gęsta.
Barwę ma różowo-beżową, a zapach całkiem przyjemny, trochę mydlano-kwiatowy, tak najlepiej go określić.
Łatwo się aplikuje i nie spływa z włosów.
Nie nakładam tej maski na skórę głowy – raz to zrobiłam i spłukiwałam ją chyba pół godziny. Dziękuję. Lepiej się u mnie sprawdza nakładana od połowy włosów.
Włosy stają się miękkie i podatne na układanie. Mam wrażenie, że lepiej zniosły tą zimę i suche powietrze w pomieszczeniach (ogrzewanie) niż rok temu (co prawda ta zima była wyjątkowo łagodna). Końcówki się nie puszą, są nawilżone i nie odstają pojedyncze nowe włoski.
Trzeba uważać na przetłuszczanie, bo potrafi je przyspieszyć, zwłaszcza u mnie, bo moje włosy maja niestety taką tendencję. Zawsze dokładnie ją spłukuję, co nie jest trudne jeżeli nakładam odpowiednią, niezbyt dużą ilość.
Wydajność jest bardzo dobra, bo mam ją kilka m-cy, co prawda nie używam po każdym myciu, ale zostało jej i tak dobra połowa.
Podsumowując: całkiem fajna, ale szału nie ma. Moc wielu ekstraktów w ilościach mniej niż śladowych raczej nie odżywi włosów, dlatego maska ma jedynie działanie powierzchowne i krótkotrwałe. Moje włosy mimo to całkiem ją polubiły, są po niej naprawdę ładne i nie wyglądam jakby piorun we mnie strzelił 😉
Znacie maski Agafii? Czy u Was też szału nie ma?






