Bioluxe, Krem do rąk z nagietkiem
Właściwie nawiązując do poprzedniego postu o kremie do rąk mogłabym napisać tytuł:
“Aśka, wyskakuj z torebki” 🙂
Dlaczego? Bo Aśka wyskoczyła z torebki w trymiga kiedy dorwałam się do tego kremu, na szczęście Aśka już się kończy, więc mogę żyć bez wyrzutów sumienia 🙂
Jakiś czas temu wszędzie były kosmetyki z Rosji czy Ukrainy. Dosłownie wszędzie. Na blogach i FB, w czasopismach, na portalach i forach. Musiałam, po prostu musiałam je sprawdzić.
Zakupiłam ich kilka: od szamponów i masek do włosów, przez kremy i maski do twarzy, a kończąc oczywiście na kremach do rąk i stóp. Jak mania to mania pełną gębą 🙂
Dziś przedstawię Wam:
Dziś przedstawię Wam:
Bioluxe
Organic Calendula
Krem ochronny do rąk z nagietkiem
Miękka, plastikowa tubka z porządnym nadrukiem (noszę w torebce i nic się nie ściera) mieści w sobie biały kremo-żel o delikatnym zapachu. Zapach troszkę jakby roślinny, kwiatowy, bardzo subtelny – aby go poczuć trzeba powąchać posmarowane dłonie, bo nawet z tubki go nie wyczuwam. Dla mnie to duży plus, nie lubię silnych, mdlących zapachów.
Tubka jest mała, spokojnie mieści się na mojej dłoni, bo zawiera jedynie 40 ml. Kosztuje ok. 5zł, ale często jest w promocji (kupiłam za… 3,80zł na skarbysyberii.pl).
Idealna do torebki 🙂
Tubka jest mała, spokojnie mieści się na mojej dłoni, bo zawiera jedynie 40 ml. Kosztuje ok. 5zł, ale często jest w promocji (kupiłam za… 3,80zł na skarbysyberii.pl).
Idealna do torebki 🙂
O firmie znalazłam info, że jej produkty zawierają tylko naturalne
oleje, wzbogacone w witaminy, a nie zawierają parabenów , produktów
naftowych , silikonów, syntetycznych substancji zapachowych i barwników.
Zachęcające!
W składzie znajdziemy m.in. cetearyl alcohol (tłusty emolient, tworzący film na skórze), stearic acid (renatłuszcza), isopropyl palmitate (emolient), olej słonecznikowy, Guineensis Kemel Oil (olejowiec
gwinejski), Calendula Officinalis Extract (organiczny ekstrakt z
nagietka), glicerynę.
gwinejski), Calendula Officinalis Extract (organiczny ekstrakt z
nagietka), glicerynę.
Jasne jest, że z takim składem krem zostawia na skórze delikatną warstwę, na szczęście stosowany w rozsądnej ilości niezbyt tłustą i śliską.
Jako tako sprawdza się w ciągu dnia, ponieważ dzięki małej tubce mogę go wziąć ze sobą wszędzie: do pracy, na zakupy, gdziekolwiek i użyć w razie potrzeby.
Szczegółowy skład poniżej:
Krem trochę nawilża, ale nie na długo. Całkiem nieźle nadaje się pod rękawiczki, jednak raczej nie na mrozy. Zupełnie nie sprawdza się na noc, rano dłonie są “styropianowe”, więc powtarza się sytuacja z Aśką 😉
Mimo to kremik całkiem ciekawy, kupiłam jeszcze dwie inne wersje i podejrzewam, że są podobne, bo właściwie składy różnią się tylko jednym składnikiem 🙂
Macie jakieś doświadczenia z tą firmą? Mnie od razu zafascynowała, ale będę jeszcze ją poznawać bliżej. Pierwsze wrażenia często są mylące 🙂



